Przez wielu z nas uważane są za skuteczne antidotum na każde przeziębienie czy infekcje. Jednak antybiotyki stosowane bez umiaru podczas dolegliwości nie wymagających ich zastosowania same okazać się mogą poważnym zagrożeniem dla naszego zdrowia a nawet życia.
Często można usłyszeć od znajomych, że muszą pójść do lekarza po antybiotyki, ponieważ mimo stosowania paracetamolu albo polopiryny infekcja nie przechodzi. Owa wiara w uzdrawiającą moc antybiotyków ma swoje uzasadnienie. Kiedy rozpoczęto stosowanie penicyliny G odkrytej przez Fleminga w 1928 roku, obserwowano jej zdumiewającą skuteczność w leczeniu infekcji bakteryjnych. Przypomnijmy, że po raz pierwszy podano ten antybiotyk pacjentowi cierpiącemu na sepsę w roku 1941. Kiedy pacjent wyzdrowiał całemu światu medycznemu wydawało się wówczas, że epoka nieuleczalnych chorób infekcyjnych właśnie się zakończyła. Drobnoustroje jednak nie dały za wygraną i rozpoczęły „walkę” z lekami, poprzez nabywanie, tzw. mechanizmów oporności na owe leki. Dzięki nim bakterie mogą swobodnie namnażać się w swoim środowisku nawet wtedy, kiedy antybiotyk jest w nim obecny.
Antybiotyki a lekooporność
W przypadku penicyliny G wystarczył niespełna rok do tego, aby pojawiły się pierwsze szczepy na nią oporne. Zjawisko to zmusiło naukę do poszukiwania coraz to nowszych leków przeciwbakteryjnych. Jednak rywalizacja mikroorganizmów z człowiekiem trwa nadal i w niektórych przypadkach bakterie wydają się górować nad nami.
Przez pierwsze dziesięciolecia stosowania antybiotyków działały one niezwykle skutecznie, chociaż ich dawki były znacznie niższe niż dzisiaj. Wynikało to jednak między innymi z faktu, że wówczas lekarze nie przepisywali antybiotyków na „ból gardła, czy „kaszel”. Stosowano je wyłącznie w uzasadnionych i ostrych przypadkach zakażeń bakteryjnych. Tymczasem obecnie lekarze stosują je wielokrotnie bez uzasadnienia, w każdej przedłużającej się infekcji, niezależnie od tego, czy jej przyczyną jest zakażenie bakteryjne czy wirusowe (przy którym antybiotyk zupełnie nie spełnia funkcji leczniczej). Co więcej dzieje się to najczęściej za aprobatą lub wręcz na żądanie pacjenta. Skala tego zjawiska jest tak wielka, że antybiotyki pojawiły się powszechnie w naszym naturalnym środowisku, gdzie dostają się ze ściekami, następnie krążą w wodach podskórnych i docierają niemal wszędzie.
Nic dziwnego, że bakterie nauczyły się przed nimi bronić. Efektem tego zjawiska jest masowe pojawianie się drobnoustrojów lekoopornych, wykazujących niewrażliwość na większość obecnie dostępnych antybiotyków. Często jest też tak, że w bezpiecznych dla człowieka dawkach antybiotyk nie wpływa na ograniczenie ilości bakterii w naszym organizmie. Dopiero podwyższenie dawek do niebezpiecznych dla człowieka poziomów daje efekt bakteriobójczy. Stąd wynika tendencja do zwiększania dawek leków, która niestety jest proporcjonalna do ilości niekorzystnych objawów ubocznych leczenia.
Antybiotyki – skutki uboczne
A jakie są owe niebezpieczne efekty uboczne bezzasadnych terapii antybiotykowych?
Częste stosowanie antybiotyków nieuchronnie prowadzi do ogromnych spustoszeń wśród mikroflory naszego organizmu. Najszybciej i najszerzej padają ofiarą zasiedlające nasz organizm pożyteczne bakterie prawidłowej mikroflory jelit. Ich miejsce zajmują grzyby drożdżakowate, które korzystając z osłabienia organizmu i obecność antybiotyku (stymulującego ich gwałtowny przyrost) wypierają pożyteczną florę bakteryjną. Coraz obficiej pojawiają się też rozmaite bakterie jelitowe, które zwykle występują w niewielkich ilościach. Ilość ich populacji jest bowiem kontrowane przez prawidłową mikroflorę jelit. Gdy zniszczymy prawidłową mikroflorę jelit te w/w chorobotwórcze mikroorganizmy zaczynają zasiedlać jelita. Wspólnie z grzybami candida inicjują postępujące niszczenie środowiska, w którym żyją. Środowiskiem tym jest obszar naszego układu trawiennego. Stan ten nazywamy dysbiozą jelit.
Dysbioza jelit
Objawy kliniczne dysbiozy jelit pojawiają się różnie szybko i zależą od rodzaju i ilości dominujących w naszych jelitach patogenów. Mogą to być uporczywe biegunki lub zaparcia, bóle w obrębie jamy brzusznej, nudności czy wymioty. Bez wątpienia, każda jej postać działa niekorzystnie na aktywność układu obronnego. Objawia się to większą skłonnością do infekcji wirusowych i grzybiczych. Jest, więc podstawowym powodem obserwowanego obecnie szeroko zjawiska zmniejszenia odporności na nawracające infekcje górnych dróg oddechowych. Ma też związek z wadliwym rozpoznawaniem i eliminacją zmienionych nowotworowo komórek naszego organizmu. Może zatem być też przyczyną lawinowo narastającej liczby chorób nowotworowych.
Przedłużająca się dysbioza zawsze prowadzi do postępujących uszkodzeń powierzchni jelit. Wynika to z pasożytniczej aktywności grzybów i bakterii oraz ze zmniejszonej zdolności do regeneracji. Właściwa odnowa ściany jelit jest możliwa tylko w obecności prawidłowej mikroflory jelit. Konsekwencja tych zmian są stopniowo narastające zaburzenia trawienne, aż do objawów zespołu jelita drażliwego oraz trwałe, widoczne w badaniach obrazowych uszkodzenia ścian jelit. Finalnie spodziewać się możemy rozwoju takich schorzeń jak chociażby wrzodziejące zapalenie.
Dysbioza stanowi też podłoże do rozwoju alergii. Znajduje się obecnie coraz więcej dowodów na to, iż pragenezą zdecydowanej większości alergii są patologiczne stany układu trawienno-wydalniczego.
Zalety antybiotykoterapii
Pomimo tych zagrożeń związanych ze stosowaniem antybiotyków nie mam obniżać ich wartości i roli w nowoczesnej medycynie. Antybiotyki należą do podstawowych leków ratujących życie w stanach zakażeń bakteryjnych i nie można ich zastąpić żadną inną grupą leków. To właśnie zastosowanie antybiotyków stało się przełomem w leczeniu niemowląt, który spowodował obniżenie umieralności do rzędu wielkości poniżej 1 procenta. Przed erą antybiotyków około 20 – 10 procent zdrowych niemowląt umierało w 1 roku życia z powodu zakażeń bakteryjnych obecnie możliwych do wyleczenia.
Bez antybiotyków sparaliżowana zostałaby działalność oddziałów intensywnej opieki medycznej. Również zabiegi operacyjne wymagają zastosowania leczenia przeciwbakteryjnego.
Wątpliwości co do stosowania tych leków wynikają wyłącznie z coraz częściej obserwowanego nieuzasadnionego ich przypisywania. Antybiotykoterapii nie powinno się stosować w leczeniu infekcji wirusowych, do których należy, między innymi, większość zakażeń górnych dróg oddechowych. Zastosowanie antybiotyków powinno być drastycznie ograniczone do minimum obejmującego chorych u których infekcja bakteryjna prowadzić może do stanu zagrożenia życia. Do tej grupy chorych należą niemowlęta i małe dzieci, ludzie starzy oraz chorzy o wadliwie działającym układzie immunologicznym. W pozostałych przypadkach antybiotykoterapia prowadzona ambulatoryjnie najczęściej nie ma żadnego uzasadnienia. Większość infekcji grypopodobnych w okresie jesienno- wiosennym to zakażenia samoograniczające się, czyli takie, które samoistnie ustępują nawet, jeśli nie zastosujemy leczenia w ogóle.
Kiedy nie mają sensu
„Profilaktyczne” zastosowanie antybiotyku w leczeniu przewlekających się, bądź burzliwie przebiegających infekcji wirusowych nie ma sensu. Antybiotyki w żaden sposób nie łagodzą u tych pacjentów przebiegu takich infekcji. Nie skracają też okresu ich trwania i nie wpływają na ograniczanie powikłań, na przykład oskrzelowych lub zatokowych. Wręcz przeciwnie. Po leczeniu antybiotykiem łatwiej zapadamy na kolejną infekcję wirusową, ponieważ dochodzi do przejściowego obniżenia aktywności tej części układu obronnego naszego organizmu, która jest odpowiedzialna za obronę przed zakażeniami wirusowymi i grzybiczymi. Kolejne serie antybiotyków w tych przypadkach doprowadzą jedynie do rozwoju pełnoobjawowej dysbiozy.
Antybiotyk – lek ostatniego rzutu!
Niewłaściwe jest często postępowanie osób, które „złapały” infekcję. Sporo z nich stara się niejako ukryć jej objawy stosując środki przeciwgorączkowe czy przeciwzapalne. Niestety powodują one dezaktywację naturalnych mechanizmów obronnych takich jak chociażby podwyższona temperatura ciała. Dopóki nie przekracza ona 38 oC jest ona naszym sprzymierzeńcem w walce z wirusami i infekcjami. Następstwem takich zachowań jest osłabienie organizmu i często zainfekowanie wtórne niestety już bakteriami chorobotwórczymi. Jeszcze kilka dni chodzenia z taką infekcją a nasz stan bez wątpienia na tyle się pogorszy, że bez antybiotyku się nie obejdzie. A jeśli już musimy go zastosować pamiętajmy o tym żeby równolegle z nim przyjmować leki osłonowe takie jak Nystatyna, które będąc środkami antygrzybowymi ograniczą ich nadmierny przyrost. Po zakończeniu terapii należy odbudować pożyteczną florę bakteryjną jelit. Najlepiej spożywając naturalne jogurty czy kefiry posiadające w swoim składzie powyższe bakterie.
W przeciwieństwie zaś do antybiotyków dostępnych w aptece, bez żadnych ograniczeń sięgać możemy po naturalne antybiotyki ze sklepu warzywnego.
Prym wśród nich wiedzie czosnek, który przyjmowany codziennie w ilości dwóch ząbków świetnie zabezpieczy nas przed wirusami i bakteriami. W przypadku zaś infekcji zmiksujmy 2 główki czosnku (oczywiście obrane) z sokiem z 4-5 cytryn dodajmy 2 łyżki stołowe miodu łyżkę spirytusu i taką miksturę przyjmujemy 5-6 razy dziennie po dwie łyżki. Kładziemy się do łóżka, wypacamy i pozwalamy aby nasz organizm wspomagany naturalnymi antybiotykami zwalczył chorobę. Nie dość, że zwalczymy infekcję w sposób naturalny to jeszcze zostanie wzmocniony w ten sposób nasz układ odpornościowy.